piątek, 8 lipca 2016

Dzień 2 Tarragona (Hiszpania)

Największą atrakcją dnia drugiego było drzewo cytrynowe!

Wpadło mi w oko już dnia pierwszego ale drugi dzień był z jego strony czystą prowokacją!
Że niby przypadkiem pod bramą znalazła się mała cytrynka... bałam się po prostu wsadzić rękę i wziąć no bo co jak ktoś zacznie krzyczeć i to jeszcze po hiszpańsku ? no i w ogóle kraść nieładnie... poszłam do domu ale w myślach ciągle ona! opracowałam plan... był prosty, zaczaić się po zmroku i... "wziąć" ją ze sobą :D
przyszła Klaudia, przedstawiłam jej mój plan bardzo szczegółowo i jako dobra przyjaciółka zgodziła się mnie wspomóc w realizacji moich marzeń!
ale, że do zmroku jeszcze daleko, czas zabiłam robieniem jej paznokci które .notabene. wyszły powalająco, kosztowało nas to 0.7 żubra no ale sprawa była warta poświęcenia, no i oczywiście trzeba było zrobić podwaliny pod wieczorną akcję!
ah! wcześniej już okazało się, że cytrynki nie ma;( ale była inna nieco dalej... chwilę przed wyjściem na akcję zaczęło lekko padać, a, że nic nie dzieje się bez przyczyny wiedziałam, że to jest znak! znak który podpowiedział, żeby wziąć ze sobą parasolkę, bo ręką cytrynki nie dosięgnę! i tak w 30 stopniowym upale, i ogromnym deszczu (no może lekkiej mrzawce) po zmroku, z ładnymi paznokciami, z parasolką i w towarzystwie lekkiego deszczyku wyszłyśmy sięgnąć po marzenia...
akcja trwała jakieś 3 sekundy....trzask prask parasolka w bramę, haczyk na cytrynę, chwila turlania i cel osiągnięty! mnóstwo stresu ale było warto! sasasasasaaa :D

I jeszcze tylko o obiedzie...wyglądał tak:
ciekawostką był ryż, którym oczywiście byłam zaskoczona po otwarciu ;D ale dobry!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz