niedziela, 10 lipca 2016

Dzień 4 Spełnienie małego marzenia :) mniami jedzonko!

Dzień czwarty niewątpliwie upłynął w towarzystwie bardzo dużej ilości jedzenia! Nigdy nie miałam jakoś zbytnio ochoty jeść owoców morza w Polsce, chociażby ze względu na to, że strasznie mi śmierdziały i wiedziałam, że siłą rzeczy świeże to one nie są. Uzbroiłam się w cierpliwość! Do dziś :))))))

I przystawka - koktajl owoców morza - salpicon de marisco

Owoce morza w occie. Było ok ale jak dla mnie smak octu trochę przyćmiewał smak jedzenia.
Dobrze, że jadłam kiedyś grzyby w occie, nie jest to zachęcająca konsystencja i taką samą miała ośmiornica, troszkę obślizgła :P

II przystawka - talerz sardynek - sardinas plancha

estar como sardina en lata - stłoczeni jak sardynki w puszcze hihi 
Sardynki jak sardynki bardzo dobre:) smażone.

III - danie główne - paella owoców morza - paella de marisco

Paella – potrawa hiszpańska pochodząca z Walencji i występująca w licznych odmianach. Oparta jest przede wszystkim na ryżu z dodatkiem szafranu, podsmażanym i gotowanym na metalowej patelni z dwoma uchwytami (tzw. paellera lub paella). W zależności od odmiany, paella może ponadto zawierać kawałki np. owoców morza, mięsa królika, drobiu i różnych warzyw. Podawana jest jako danie główne lub jako pierwsze danie. Zazwyczaj jada się ją na obiad – uznawana jest za danie zbyt ciężkostrawne na wieczorny posiłek. [Wikipedia]


Wyobraźmy sobie, że można się najeść, później zjeść jeszcze więcej, później jeszcze nieco więcej bo przecież to takie dobre, a na koniec Klaudia wyczaja deser Pani siedzącej niedaleko i wtedy uświadamiasz sobie, że tylko Ci się zdawało, że jesteś pełny/pełna :D

IV - deser - ananas z katalońskim kremem - piña con crema catalana


Ananas poprzecinany w poprzek polany (wypełniony) kremem katalońskim (konsystencja budyniu) w smaku bardzo dobry oczywiście :) polany skarmelizowanym cukrem! :D

Uczta niebiańska! 
Ciężko opisać słowami jak dobre było to wszystko, jeszcze ciężej opisać radość z tego, że w końcu doczekałam się tego, na co czekałam od dawna - podróżowanie + lokalne jedzenie:)

Aleee jak wiadomo za każde jedzenie w restauracji przychodzi czas zapłaty. Była nas piątka i osobiście uważam, że biorąc pod uwagę czynniki takie jak: butelka białego wina (entreflores verdeja), świeże owoce morza, duże porcje (ananasów były dwa), chyba po trzy małe piwka na głowę, "fancy restaurant" bo restauracja do najtańszych nie należała i była położona zaraz przy porcie i to jak bardzo mocno każdy z nas się najadł to po przeliczeniu na jedną osobę (ale nie na PLN!! bo to kompletnie mija się z celem) nie jest w cale tak dużo:)

Wydawałoby się, że to już koniec bo przecież ile można zmieścić :D ale nieee, po obiedzie poszliśmy wytopić tłuszczyk na plażę...
(u nas nad morzem pełno tych "ice crusher'ów" ale żaden nie ma w sobie Bacardi :D)

następnie szybkie ogarnięcie się i około 23 spotkaliśmy się w tym samym składzie w kolejnej (już tańszej) restauracji. Zdecydowanie nie był to lokal z ciśnieniem na turystów tylko (wydaje mi się) raczej na lokalnych mieszkańców. I to jest również to o co mi chodziło, nie "fancy" tylko "local" gdzie płaci się dwa razy mniej, wystrój dań może nie powala ale smak oczywiście jak najbardziej mega!
Pierwsze foto: szynka długodojrzewająca, kalmary w cieście, sardynki w panierce i oczywiście oliwki (ale chyba średniodojrzałe)
Drugie foto: sardele, kalmary w panierce, pieczarki smażone, krokieciki z czymś w środku, jakaś masa sera i ziemniaków jak dla mnie ale nikt nie wiedział co tam jest dokładnie i ziemniaczki zapiekane z sosem. Mniami:) do tego 2x dzban sangrí i za całość (na 5 osób, wszyscy najedzeni) zapłaciliśmy 45e.

Po kolacji poszliśmy napić się piwka do baru w którym właściciel (ok. 70lat) zaraża miłością do świata, nie da się nie uśmiechać przez cały czas:) tak się złożyło, że byłyśmy 4 Polki, razu pewnego wziął mój pusty kufel, nalał piwa (za które zabronił płacić), sobie również nalał i razem z nami wypił nasze zdrowie:). Ciekawe, że w klubie do którego poszliśmy później, właściciel również polewał klientom KARMELOWĄ WHISKY :D o ludzie święci jakie to dobre... oczywiście również zabraniał za to płacić:) Kluby otwarte są dopiero od około 2 - 3 w nocy co ciekawe. Tam gdzie byliśmy spędziliśmy może tylko z dwie godziny bo chyba każdy był tak najedzony, że nie starczyło sił na całonocne imprezowanie:) Klub dosyć mały, ludzi też niedużo także bardzo fajnie, byliśmy w siódemkę i tyle wystarczyło, żeby przez chwilę się dobrze pobawić :)
Ahh! w klubie była wydzielona strefa imitująca plażę z różnymi plażowymi przyborami ( :D :D) tak by móc sobie robić tam zdjęcia!:) oczywiście zrobiliśmy ich chyba milion ale muszę trochę na nie poczekać...





2 komentarze: